Duński trup!
7🐾/10

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego wywyższa się skandynawskie kryminały, jako te jedne z najlepszych? Nie bez kozery powstało to określenie i jest często stosowane. Jakiś czas temu postanowiłam wziąć na warsztat książki duńskich autorów, aby przekonać się, skąd płyną te zachwyty i przede wszystkim, czy są zasłużone. Książka została przeczytana w ramach akcji „Dania – mały kraj, wielka literatura”.
Wyobraź sobie wąskie uliczki Kopenhagi. Centrum starej części miasta, czujesz wilgoć, brud, masz wrażenie, że szczur przebiega Ci tuż przed stopami. Idziesz wyrzucić śmieci, Twoją uwagę przykuwają niezamknięte drzwi. Masz odwagę zajrzeć do środka, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku z lokatorem? Tak właśnie zrobił starszy pan Hermansen. Potknął się, upadł, a gdy otworzył oczy, zrozumiał, że leży na ciele młodej dziewczyny, a krew miesza się z jego łzami. Czy to było rytualne morderstwo? Nikt nic nie słyszał, nikt, jak zwykle, nic nie widział. Mieszkańcy kamienicy zaczynają żyć w strachu. Właścicielka budynku, pani Esther, jawnie buntuje się przed faktami, ale dopiero po chwili przyznaje się, że wydarzenia przeplatają ze stworzoną przez nią rzeczywistością. Zaczęła pisać kryminał, a to, co się wydarzyło na piętrze, gdzie mieszkała poszkodowana, to odtworzenie zbrodni. Kto skrywa tajemnice? Dlaczego zginęła dziewczyna? Czy miała coś na sumieniu? Jak poradzą sobie śledczy Jeppe Kørner i Anette Werner, skoro każdy kąt kamienicy wydaje się skrywać kolejne sekrety?
„Pisanie kryminału przypomina plecenie warkocza z pajęczyny: tysiące nitek lepią się do palców i rwą, jeśli nie jest się dostatecznie skupionym”.
To klasyczna konstrukcja kryminału, która ma wciągnąć czytelnika bez reszty. Na początku może wydawać nam się, że wszystko jest oczywiste. Zaczynamy wysnuwać pierwsze wnioski, podejrzenia wirują nam w natrętnie w głowie, ale autorka potrafi tak zapanować nad fabułą, że daje nam powolne wskazówki do tego, aby znaleźć mordercę. Lubię to, gdy sama mogę prowadzić śledztwo. Tym razem Engberg, w odróżnieniu do innych autorów, nie stawia na pierwszym miejscu przeżyć wewnętrznych, nie skupia się na psychologii postaci, lecz na tym, aby subtelnie przeprowadzić nas przez poszukiwania, odkrywać przed nami, czytelnikami, kolejne tajemnice. Brakowało mi czegoś w samym Jeppe, głównym inspektorze wydziału zabójstw, tak, aby wyróżnił się czymś od innych stworzonych bohaterów. Jednak to dopiero pierwszy tom serii, więc kto wie, może i mnie zaskoczy w drugim tomie?
„Pocałunek, którym go obdarzyła, miał smak obowiązku, był zbyt szybki, żeby mógł się nim nacieszyć. Wiedział, że to koniec”.
Mimo, czasami przydługich opisów spowalniających na siłę akcję, bardzo polecam Wam ten kryminał, który bardziej przypomina sensację. Czytelnik sam tworzy mapę myśli, szuka mordercy, kolejnych sekretów, a smaczek w postaci formy szkatułkowej powieści Esther zdecydowanie wyróżnia tę książkę na tyle innych.