Muszę zdradzić Wam pewien sekret.
Pasja do słowa sprawiła, że redakcja stała się moją codziennością.
Utrzymywałam to długo w tajemnicy, bo wiecie, że lubię sekrety, ale dziś mogę w końcu powiedzieć:

Zostałam redaktorem…

… najnowszej powieści Melisy Bel!
Współpraca autora z redaktorem
Dziś jednak chciałabym Wam pokazać rozmowę z Melisą Bel, która zdradzi, czym dla niej jest redakcja, i co najważniejsze… Dlaczego zaufała akurat mi? Często w recenzjach książek pojawiają się zarzuty o błędy redakcyjne, brak spójności w ubiorze czy zachowaniu bohatera. Nie jest to prosta sprawa, wymaga naprawdę świeżego umysłu, aby wszystko wyłapać. Jednak najistotniejsza jest współpraca z autorem. Na co może pozwolić sobie redaktor? Jak autor reaguje na poprawki?
Rozmawiają…

Dominika Gołowin: Melisa, po pierwsze bardzo dziękuję za Twoje zaufanie. Wiesz, że wciąż w to nie wierzę, że mamy wspólne dziecko? Jednak zacznijmy to spotkanie od fundamentalnego pytania… Masz już duże doświadczenie w pracy z redaktorem, ale nigdy się o to nie spytałam, czym jest dla Ciebie redakcja?
Melisa Bel: Przyznam, że na początku nie byłam pewna, czego się mogę po Tobie spodziewać, jednak gdy wysłałaś mi próbkę tekstu, która moim zdaniem była jedną z najlepszych, jakie dostałam, nie zastanawiałam się dłużej i zaproponowałam Ci ten niezwykle intymny związek, jakim jest relacja autora z redaktorem. Posłużę się metaforą.
Redakcja jest dla mnie jak dobrze dobrany naszyjnik do eleganckiej sukni.
Jako autor wybieram krój, materiał, kolor sukni i kiedy myślę, że wszystko już dobrze leży, starannie dopasowywany jest naszyjnik, który dopełnia całości i sprawia, że postać wygląda zachwycająco. Redakcja jest właśnie takim naszyjnikiem. Pomaga wydobyć to, co jest w tekście najlepsze. Spotęgować mocne strony i wskazać te słabsze. Sprawia, że słowo staje się „oszlifowane”. Dzięki niemu ładna, zielona suknia może mienić się szlachetnym szmaragdem.
Oczekiwania kontra redakcja
DG: A jakie były Twoje oczekiwania co do redakcji? Czy one bardzo różniły się od rzeczywistości? Chętnie dowiem się o Twoich pierwszych doświadczeniach i jak to się zmieniało na przestrzeni wydawanych książek.
MB: Zawsze miałam dosyć duże wymagania co do redakcji. Gdy zaczynałam pisać, potrzebowałam kogoś postronnego, kto mógłby ocenić tekst i bardzo ważna była dla mnie konstruktywna krytyka. Ogólnie rzecz ujmując, lubię redaktorów, którzy się „czepiają”, bo wiem, że im ktoś jest bardziej wymagający, tym mój tekst i zdolności pisarskie będą się bardziej rozwijały.
Wybieram też redaktorów, którzy są najbardziej zaangażowani w pracę. Przed każdą książką przyjmuję kilkadziesiąt próbek redakcji tekstu i wybieram osobę, która jest najbardziej czynna w redagowaniu, kontakt z nią jest szybki i luźny (nie przepadam za sztywniakami), oraz nadajemy, że tak powiem na tych samych falach.
Redaktor też musi wyczuć styl, w jakim pisze autor, musi się do niego dopasować. Brutalnie mówiąc, to redaktor jest dla autora, a nie odwrotnie.
Przypuśćmy, że bohaterką jest młoda, pyskata dziewczyna. Język, jakim będzie się posługiwać, jest raczej potoczny, więc nie byłoby na miejscu, gdyby redaktor proponował wstawki języka staropolskiego. Dziewczyna powie raczej „Dzięki, mama, za kanapki, to ja lecę, na razie!” A nie „Dziękuję, czcigodna matko, za posiłek, który mi przygotowałaś. Czas już na mnie! Żegnaj”.
Znaleźć kogoś, kto rozumie psychologię bohaterów, nasz humor, sarkazm, nie jest wcale tak łatwo.
Komentarze w redakcji kontra autor
DG: Czy jak otrzymywałaś ode mnie komentarze, nieco luźne, czasami dosadne, humorystyczne, to czułaś się w jakiś sposób dotknięta? Wolałabyś otrzymywać sztywną prośbę o zmianę tekstu?
Tak. Byłam bardzo dotknięta. Wręcz wstrząśnięta 😛 Tak jak wcześniej wspomniałam, dla mnie kontakt z redaktorem jest bardzo ważny. Dużo lepiej pracuje się z osobą, która jest swobodna w konwersacji i nie „owija w bawełnę”. Wysoko cenię sobie szczerość. W końcu cała praca, każdy komentarz jest po to, żeby tekst był lepszy. Przyznam, że niektóre Twoje komentarze sprawiały, że parskałam śmiechem. I to było świetne! Praca nad tekstem potrafi dawać się we znaki, dlatego takie rozładowanie, jest czasem zbawienne.

DG: Praca z redaktorem nie tylko ma sprawiać, że Twoja powieść będzie po prostu lepszą wersją, ale także ma Cię czegoś nauczyć. Jakie Ty wnioski wyciągnęłaś przy naszej współpracy z „Bezczelną”?
MB: Po raz pierwszy pisałam w pierwszej osobie, to było dla mnie nowe i wkrótce okazało się, że przekaz emocji wygląda zupełnie inaczej, niż gdy jest komentowany przez narratora. Doprowadzałaś mnie czasem do szału, namawiając mnie nieustanie i pisząc „OPISZ TO”. Przyznam, było to męczące, ale robiłam to bez marudzenia, bo miałaś rację.
Coś, co wydawało mi się oczywiste, okazywało się dla czytelnika niezrozumiałe i trzeba było to uzupełnić.
Kolejna ważna rzecz. W niektórych miejscach pojawiał się tzw. bezruch postaci. To akurat była moja zmora. Pisząc scenę, jednocześnie trzeba myśleć, jak porusza się osoba, co robi, na przykład muska dłonią policzek, pochyla się, przestępuje z nogi na nogę. Drobne rzeczy, ale dzięki nim czytelnik jest w stanie sobie wyobrazić lepiej tę scenę, a nawet znaleźć się tuż obok bohaterów! Tutaj też na straży stała Domi, bo w pewnych momentach moi bohaterowie byli… zamrożeni, a zaznaczę, że to nie była epoka lodowcowa.
Warsztat autora a redakcja
DG: Czy po procesie redakcyjnym, po tylu książkach, masz wrażenie, że Twój warsztat się poprawia i jest mniej zmian?
MB: Czy się polepsza? Tak. Czy jest mniej zmian? Nie. Im lepiej piszę, tym jeszcze lepiej chcę pisać. Wygląda na to, że ten proces może nie mieć końca, ale podoba mi się to. Lubię się rozwijać. Lubię się zmieniać. Jak to się mówi, zmiana to jedyna stała na tym świecie.
DG: Otrzymujesz ten zredagowany plik, choć nasza współpraca wyglądała zgoła inaczej, bo codziennie otrzymywałaś fragmenty swojej powieści, jak reagowałaś, widząc wiele zmian?
Szkoda, że nie widziałaś wtedy mojej miny. Czysta determinacja. Myślę, że wyglądałam wtedy jak Sylvester Stallone w filmie „Rambo”, brakowało mi tylko przepaski (no i może kilku mięśni…). Oczywiście było to dla mnie wymagające, bo trzeba było wracać do sceny, na nowo ją sobie odtwarzać w głowie, a to nie jest czasem takie proste na zawołanie. Gdy widziałam wiele zmian, przyznam, że wzdychałam sobie pod nosem, ale zaraz skupiałam się, i każdą sceną poprawiałam, nie spiesząc się i starając się zrobić to, najlepiej jak potrafię.
Nigdy nie poprawiałam czegoś na „odczep”. Miałam wtedy misję, żeby najsłabsze miejsca, zamienić w te najlepsze.
Zaufanie a redakcja
DG: Przede wszystkim, kiedy autor powinien stawiać na swoim, a kiedy zaufać redaktorowi? Ba, a kiedy dążyć do kompromisu?
Nie sposób zawsze się zgodzić z poprawkami redaktora. Jakby nie patrzeć każdy ma inne doświadczenia, wyczucie, estetykę słowa. Starałam się zawsze iść na kompromis, gdy językowo coś było niepoprawne. Wtedy nie miałam nic do gadania. Często też szukałyśmy wspólnie jakiegoś rozwiązania, bo jak to mówiłaś, co dwie głowy to nie jedna.
Jednak w miejscach „krytycznych” gdy coś było dla mnie nie do przyjęcia, ale nie było niewłaściwe językowo, stawiałam na swoim. Zdarzyło nam się to kilka razy i wtedy korzystałam z tego przywileju. Myślę, że to też jest w porządku, bo ostatecznie to autor musi być zadowolony ze swojej książki, nie musi podporządkowywać się do opinii redaktora.
Redaktor sugeruje poprawę, ale jako autorzy nie jesteśmy zobowiązani jej przyjąć. To jest nasz świat i ostatecznie sami bierzemy za niego odpowiedzialność.
Redakcja a opinia
DG: Czy lubisz, jak redaktor daje swoja opinie w komentarzach, że dany fragment jest super, wzrusza, działa na emocje czy jednak powinien on zachować obiektywizm i nie wspominać Ci o takich rzeczach?
MB: Uwielbiam. Jest to strasznie miłe i budujące. Wydaje mi się też, że dobry redaktor nie tylko będzie mówił, co jest źle i do poprawienia, ale również, jakie są mocne strony tekstu. To są ważne wskazówki dla autora, który dzięki temu może rozwijać swoje zdolności.
DG: Podczas jednej z rozmów o procesie redakcyjnym, usłyszałam, że redakcja to głównie usuwanie fragmentów tekstu, a nie dopisywanie. Zgodzisz się z tym? Czy jestem tą złą redaktorką, która często prosiła o rozwinięcie wątku?
Myślę, że każdy tekst jest inny. Trudno mi mówić ogólnie, ale w „Bezczelnej” niewiele miałyśmy do usuwania. Raczej dostawałam od Ciebie lawinę komentarzy pt. „Opisz to”. Przyznam, że pod koniec miałam już na to alergię :P.
Jeśli coś było do usunięcia, to nigdy nie byłam do tego przymuszana, nikt nie bazgrał po moim tekście radosnym czerwonym markerem, jak to robią czasem w filmach redaktorzy czasopism. Były fragmenty, które były słabsze i czasem lepiej było napisać kilka zdań na nowo, niż szukać rozwiązania w poprzedniej wersji.
Ale czy redakcja to głównie usuwanie?
Nie w tym przypadku.
Empatia a redakcja w rozmowie z autorem
DG: Co było dla Ciebie najtrudniejsze w procesie redakcyjnym?
Czasem rozwinięcia jakichś scen, to co trzeba było poprawić albo nawet napisać scenę na nowo i ją rozbudować, było najtrudniejsze. Wymaga to wiele samokontroli, skupienia i umiejętności zanurzenia się wyrywkami w daną scenę. Praca przy tekście jest wymagająca, a my nieraz mamy ochotę wreszcie sobie odpocząć. Myślę, że w czasie redakcji mój mózg miał taki trening, że gdyby to było fizycznie możliwe, byłby już całkiem umięśniony.
DG: Czy rozmowa z autorem podczas redakcji to podstawa? Bo wiesz, ja mam wiele synonimów w rękawie, ale który z nich spodoba się Tobie? Czy redaktor musi wejść w głowę autora, czy po prostu… dyskutować?
Nie wiem, jacy są inni autorzy, ale ja jestem raczej drobiazgowa jeśli chodzi o wybór słownictwa. Nie jest mi wszystko jedno czy użyje się słowa takiego, czy innego. Nawet małe zmiany potrafią sprawić ogromną różnicę. Każdy szczegół jest dla mnie ważny, dlatego byłam wręcz zachwycona Twoją otwartością i chęcią dyskusji na ten temat. Twoje zaangażowanie wiele dla mnie znaczyło, robiłaś to z taką charyzmą i poświęceniem, że byłam nieraz zaskoczona, jak wiele można z siebie dawać. Dziękuję Ci za to!
O Melisie Bel

Autorka powieści obyczajowych, pełnych emocji i romantyzmu. Podbiła serca Polek takimi książkami jak „Diabelski hrabia” oraz „W paszczy lwa”. Miłośniczka wszystkich dziesięciu muz, dyplomowana wiolonczelistka, która bez sztuki nie wyobraża sobie życia. Kobieta niezmiennie ciekawa świata i ludzi. Zwiedziła ponad 20 państw, a do swoich najbardziej szalonych pomysłów zalicza półroczną wyprawę motocyklem wzdłuż Himalajów oraz kilkuletnią podróż dookoła Norwegii. Pisze w towarzystwie małej, czarnej kotki.
Bezczelna Melisa Bel
Udostępnij swoich social mediach!
[mailerlite_form form_id=2]
Tak jak myślałam, tę współpracę będziecie bardzo miło wspominać. Życzę sukcesu wydawniczego Melisie, a Tobie Domi – spełniania kolejnych marzeń.😘
Pierwsze koty za płoty, w końcu Bezczelna to dopiero początek naszej przygody… Dziękuję, kochana!
Dziękuję kochana! 😀
Ale… co to wspominać, zaraz podrzucimy Dominice jakiś kolejny tekst 😛
Moja skrzynka mailowa stoi dla Ciebie… Otworem? 😀
Świetny wywiad ♥️ już na pierwszy rzut oka widać, że Wasza współpraca była udana i… zabawna 😂 pozostaje czekać, aż „Bezczelna” trafi w ręce czytelników.
Już niedługo!
Bardzo ciekawa rozmowa, czytałam z zainteresowaniem od początku do końca. Gratuluję udanej współpracy!
Dziękuję! 🙂 Nie pozostaje mi życzyć nic innego oprócz… Książkowych uniesień z Bezczelną 🙂