Malamander to kwintesencja cudownej przygody, początek serii fantastycznej, od którego po prostu nie chce się czytelnik odrywać. Jeśli lubicie morskie opowieści, dużo akcji i jeszcze więcej tajemnic, czas zabrać się za tę książkę. Moi mili, to odkrycie roku, zdecydowanie jeden z ulubieńców. Zabieram Was w otchłań pełną niebezpieczeństw, ale uwierzcie mi, warto zaryzykować! Poproszę o więcej takich książek na rynku!
Czerwone oczko prawdę Ci powie
Zima zawitała do nadmorskiego miasteczka, w którym dzieją się magiczne rzeczy. Dwunastoletni Herbie pracuje w Biurze Rzeczy Znalezionych w Hotelu Grand Nautilus. Nagle na jego drodze staje niespodziewany gość, który mówi, że coś zgubił, a raczej kogoś. Dziewczynka w podobnym wieku szuka rodziców, którzy dwanaście lat temu zostawili ją w tym hotelu, w pokoju 407, w kołysce. Chciałaby ich odnaleźć, poznać zagadkę ich zaginięcia. Nie okazuje się to takie proste, o ile rzeczywiście rodzice Violet byli gośćmi hotelu, tak dość prędko się okazuje, że to wszystko to tylko wierzchołek góry lodowej, a w dodatku miejscowa legenda wydaje się być mocno związana z tą dwójką. Co stoi za zniknięciem rodziców Violet? Dlaczego w tym mieście dzieje się tyle dziwnych rzeczy? Kim lub czym jest tajemniczy Malamander?
– To nie bajka, Violet – mówię łagodnym tonem, choć wcale nie chcę tego mówić. – W prawdziwym życiu nie wszystko dobrze się kończy. Może musimy się z tym pogodzić?
Malamander – Thomas Taylor
– Nawet w mieście, w którym dwustuletni marynarz wyłania się z kranu, a kto umie gadać?
Czas na przygodę!
Zanim napiszę Wam, dlaczego ta książka wymaga większego rozgłosu, ekranizacji – lub animacji – poświęćmy chwilę na to, jak pięknie została wydana. Ilustracje Toma Bootha przenoszą nas do świata, gdzie grasuje tajemniczy Malamander. Ma się wrażenie, że dosłownie wszystko ożywa na naszych oczach, a wydarzenia dzieją się tuż obok. To cudowne, jak nasza wyobraźnia może szaleć i jak zaczyna tańczyć ze słowami Thomasa Taylora. Klimat tej przygody jest nieziemski, wyjątkowy, niepowtarzalny. Od tej książki trudno się oderwać, najchętniej by się nie spało, nie jadło i nie pracowało, byleby poznać koniec opowieści. Gorzej, że to dopiero początek serii, ale od razu nabiera się apetytu na więcej i więcej. Humor autora wywołuje u nas uśmiech, momentalnie słyszy się głosy bohaterów we własnej głowie. Moim ulubionym powiedzonkiem, które mogę spokojnie wpleść w swoją szarą codzienność, jest niewątpliwie „o bąble morsztynu!”. Autor prowadzi nas jak za rączkę do rozwiązania zagadki, pełnej folkloru, akcji i odkrywania – kawałek po kawałku – prawdy. Malamander to pełna akcji powieść, na której będziemy doskonale się bawić niezależnie od wieku. Jestem zakochana! Nie mogę się doczekać, co wydarzy się w drugiej części.
Morska toń – potwór w otchłani!
Lubię to, jak dzieci bawią się w detektywów i ruszają na pomoc drugiej osobie. Cieszę się, że wiele rzeczy szło im pod górkę, że też musieli co nieco odkryć, a co ważniejsze: zaufać i zwrócić się z problemem do dorosłych. Na wyróżnienie zasługuje wątek antagonisty, który rodzi się w czasie. Zachodzę tylko w głowę, dlaczego jeszcze tej serii nie widziałam na ekranach kin, to doskonała zabawa dla całej rodziny. Humor, tajemnice, niebezpieczeństwa, wrak statku, na który można wejść tylko podczas odpływu, dużo magii… To wszystko składa się na niesamowity klimat powieści! Proszę się nie zdziwić, jak Malamander znajdzie się na koniec roku w ulubieńcach. Takie przygody to ja uwielbiam!
Kup Malamander w Empiku!
We współpracy z Wydawnictwem Wilga.
Udostępnij recenzję znajomym: